"Ocaleniem jest, że w dużym biurze nie są w stanie kontrolować wszystkich". Jak radzić sobie z depresją — 2 historie
Ksenia pracuje w biurze IT w Europie Środkowej. Jest poszukiwaną specjalistką — rekruterzy stale kontaktują się z nią. Ale często nie ma nawet siły, by wstać z łóżka.
Arseniusz do dziś jest wdzięczny znanej firmie outsourcingowej na Białorusi za jej podejście w okresie ostrej fazy choroby.
Ksenia pracuje w biurze IT w Europie Środkowej. Jest poszukiwaną specjalistką — rekruterzy stale kontaktują się z nią. Ale często nie ma nawet siły, by wstać z łóżka.
Arseniusz do dziś jest wdzięczny znanej firmie outsourcingowej na Białorusi za jej podejście w okresie ostrej fazy choroby.
Dwie historie o tym, jak żyje się i pracuje z depresją.
«Ciężko nawet wstać z łóżka, ale jakoś trzeba pracować»
— Pewnego razu mój programista zniknął na tydzień. Klient zaniepokoił się: «On w ogóle nie loguje swojego czasu pracy». Dzwonili do niego, lecz nie odbierał; później odpisał: «Nie mogłem nic robić, było mi źle». Niestety, tylko ja mogłam zrozumieć, co działo się z tym człowiekiem, a przede wszystkim — dobrze wiedziałam, jak to jest być w głębokiej depresji.
Zdiagnozowano mnie w 2017 roku. Choroba ujawniła się w związku z przeprowadzką do innego kraju i problemami ze znalezieniem pracy. Jeśli zapomniałam wziąć tabletkę antydepresyjną, już następnego dnia nie mogłam nawet wstać z łóżka.
Z depresją ciężko nawet istnieć — a co dopiero pracować. Moi koledzy z IT po pracy biegają półmaratony, a moja energia wystarcza jedynie na to, żeby dotrzeć do domu, zdjąć ubranie i nie zapomnieć nakarmić koty. Czasami nie mam siły nawet przygotować jedzenia. W mieszkaniu leżały otwarte paczki krakersów i orzeszków. Gdyby nie dobre zarobki w IT, nie wyobrażam sobie, jak mogłabym pozwolić sobie na taki styl życia — z codziennym zamawianiem jedzenia.
Dotarcie do biura jest jak lot w kosmos. Ale jakoś trzeba pracować, bo bez pieniędzy się nie przeżyje.
Teraz mieszkam w Europie Środkowej — tutaj normalne jest korzystanie ze zwolnienia lekarskiego z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym. Oczywiście pracodawcy nie lubią tego — czasem pracownik idzie na zwolnienie na pół roku, przez co przez pewien czas trudno obsadzić stanowisko. Ale menedżerowie są bardziej cierpliwi: obaj moi menedżerowie (jeden z Irlandii, drugi z Czech) przyjęli to ze zrozumieniem — zaakceptowali, że musiałam wziąć osiem tygodni zwolnienia, aby zmienić leki. Przy zmianie leków towarzyszyły mi silne skutki uboczne: silne zmęczenie, ataki paniki i myśli samobójcze.
Na Białorusi nie proponowano mi zwolnienia, mimo że zdiagnozowano u mnie zaburzenie depresyjne o umiarkowanym nasileniu oraz ADHD. Lekarze mówili: «Zacznij od małych rzeczy: dziś umyj zęby albo weź prysznic, a jutro idź do biura i wyślij dwa maile». Tymczasem mój pracodawca nie oczekuje, żeby wysłać dwa maile — oczekuje wykonania zadania.
«Specjalne warunki»
W każdym miejscu pracy staram się wynegocjować dla siebie specjalne warunki: na przykład w jednej firmie pracownicy przychodzili do biura o 9:00 — a ja miałam nieoficjalne pozwolenie na pojawianie się po 11:00.
Jeśli trzeba raportować, co się zrobiło w ciągu dnia — to też nie dla mnie. Bywają dni, kiedy absolutnie nie mam co napisać. W tym czasie towarzyszy mi ogromne poczucie winy — że od kilku dni, czasem tygodni, a nawet miesięcy nie pracuję efektywnie — i w ogóle prawie nic nie robię.
Dla mnie bardzo ważne jest, aby w firmie postrzegano mnie jako człowieka wraz z moimi «słabościami». I tak, zwykle opowiadam kierownictwu o mojej chorobie, bo nie da się za każdym razem udawać, że ta kolejna «wpadka» to przypadek.
Jeśli przełożony jest młody i postępowy — to reaguje spokojniej. A jeśli chodzi na terapię, to nawet wspiera: «Jeśli czegoś potrzebujesz, na przykład wziąć tydzień wolnego — załatwimy to» — mówił mi CEO;
Są też tacy, którzy wzruszają ramionami: «Ech, kto teraz nie ma depresji?» — albo złoścą się: «No, zrobiło ci się smutno! A teraz weź się w garść, mięczaku, i idź do pracy!»
Kiedyś miałam konflikt z managerem zasobów, który kontrolował czas pracy — w jego oczach byłam «leniuchem» i «wagarowiczem». Próbowałam mu wszystko wyjaśnić, ale uznał mnie za symulantkę. Wtedy poszłam do szefa firmy, a on powiedział: «No, jesteście dorosłymi ludźmi, jeśli nie możecie się dogadać — to nie rozmawiajcie ze sobą, po prostu róbcie swoją pracę». I od tego dnia ten manager witał się w biurze ze wszystkimi, oprócz mnie.
Obecnie pracuję w bardzo dużej firmie: tylko w moim mieście biuro zatrudnia kilka tysięcy osób — a w innych krajach jeszcze więcej, prawie jak w Google czy Revolut.
Nie mamy ścisłego monitoringu — takie rzeczy zawsze sprawdzam na rozmowie kwalifikacyjnej. Każdy manager ma ponad 30 osób pod sobą. Nie nadążają ze śledzeniem wszystkich i to jest jedyna rzecz, która mnie chyba ratuje. Jeśli w ciężkim tygodniu pracowałam tylko 5-10 godzin, nikt tego nie zauważa. Mogę doczołgać się do biura o 18:00 i odbić kartę — system zanotuje, że pojawiłam się w pracy.
«Zmiana firm co rok w moim CV wygląda ambitnie»
W każdej firmie pracuję około roku, a potem odchodzę. Czasami odchodzę z pracy z powodu poczucia winy — mam wrażenie, że nie jestem tak efektywna, jak oczekują inni. A czasami chcę nowego startu.
Kiedy kolejny czarny okres w moim życiu się kończy, mam nadzieję, że życie potoczy się inaczej. Mówię sobie, że spróbuję wytrzymać w nowym miejscu dłużej, będę bardziej produktywna. Chcę wierzyć, że w innej firmie będą bardziej dbać o ludzi, nikt nie będzie robił uszczypliwych uwag na temat mojej nieobecności na callu (i tak, nie było mnie, bo całe rano walczyłam z myślami samobójczymi).
W rezultacie mam niezły LinkedIn i często piszą do mnie rekruterzy z Niemiec, Austrii, Irlandii. Świetnie przechodzę rozmowy kwalifikacyjne i dostaję oferty — zarówno moje umiejętności techniczne, jak i miękkie są na wysokim poziomie (a w najlepszych momentach jestem świetną specjalistką).
Mówię, że chcę się rozwijać, zajmować się poważniejszymi projektami — i rekruterzy wierzą: zmiana firm co rok w moim CV wygląda bardzo logicznie, dla nich jestem po prostu ambitna.
Ale tak naprawdę moim celem jest utrzymanie się w firmie przez 3-4 lata, a następnie przejście do konkurencji i zarabianie jeszcze więcej.
Słuchałam kiedyś podcastu, w którym radzono, jak rozwijać się w korporacji: najpierw należy długo pracować na 20% swojego potencjału, następnie zacząć pracować na 50%, a potem na 80%. Typu, zobaczcie jaka jestem świetna, jak się rozwinęłam — awansujcie mnie lub dajcie inną rolę. Więc czasami mówię sobie: «Teraz pracuję na 20% — ale jeszcze pokażę, na co mnie stać!»
Arseniusz* opowiada, że ma epizody depresyjne od 15. roku życia, «ciężkie okresy przeplatają się z jaśniejszymi momentami».
«W IsSoft podeszli po ludzku: kiedy nie mogłem pracować, zamiast zwolnienia zaproponowali przejście na ławkę rezerwowych»
— Pewnego razu musiałem położyć się do szpitala, bo sytuacja była krytyczna.
Mój przełożony i manager normalnie do tego podeszli — i zrobili wszystko, aby mnie wesprzeć. Kiedy po pewnym czasie musiałem wrócić do pracy, moja produktywność była oczywiście kiepska.
Miałem poczucie, że moi przełożeni nie potrzebują mnie «takiego». Po pobycie w szpitalu poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną do innej firmy — otrzymałem ofertę i wróciłem do swoich z propozycją pracy. Ale powiedzieli mi: «Jesteś dla nas ważny. Posiedź tymczasem na ławce rezerwowych».
Przez około pół roku zarówno mój przełożony, jak i manager przymykali oko na spadek mojej wydajności, choć sam widziałem, że wszystko było źle. Pracowałem może cztery godziny dziennie. Bywały dni, kiedy nie miałem nawet ochoty wstawać z łóżka, ale były też jaśniejsze momenty — i tak balansowałem.
Swoją drogą, jeśli chcecie wiedzieć, jak pracować w stanie klinicznej depresji, to moja odpowiedź brzmi: lepiej w ogóle nie pracować — wziąć dłuższy urlop. Sam spędziłem trzy tygodnie w szpitalu — a potem odpoczywałem jeszcze miesiąc. Później było lepiej: po pół roku ostra faza depresyjna minęła, moja produktywność się wyrównała.
Ale popełniłem błąd, gdy poczułem się lepiej. Zacząłem bardziej angażować się w pracę i wypaliłem się zawodowo w ciągu kilku miesięcy. Dlatego moja rada dla ludzi w takim stanie — zrozumieć, że wasze zasoby są ograniczone. Wyznaczyć (umownie) cztery godziny pracy dziennie, a potem stopniowo zwiększać czas. Kiedy zacząłem pracować według swojego planu, ale bez zbędnego heroizmu, znowu mogłem stopniowo podnieść swoją wydajność.
Co jeszcze: chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, że pracowałem wtedy w IsSoft. Jestem bardzo wdzięczny tej firmie za to, że potraktowali mnie po ludzku.
*Imiona rozmówców zostały zmienione na ich życzenie.
"Chciałem do polskiego biura, EPAM zaoferował 1,8 tys. euro — mniej niż płacił mi na Litwie". Dlaczego specjaliści IT kłamią podczas exit interviews? A jeśli nie kłamią, czy to w ogóle pomaga?
Dlaczego rozmowy exit nie działają — o tym dyskutują na LinkedIn.
"Służbowe calle - po polsku". Były pracownik Wargaming i Vizor otworzył studio gier casualowych we Wrocławiu
Dmitrij Mołczanow to CEO i współzałożyciel studia deweloperskiego gier Flying Whale Games. To jego pierwszy biznes, otwarty już po emigracji.
Dzik porozmawiał z nim o trudnościach prowadzenia własnej działalności.