"Kiedyś zarządzałem działem liczącym 40 osób". Były team leader nie znalazł pracy w Polsce i zatrudnił się jako kasjer
Były game designer i producent dzieli się historią nieudanych poszukiwań pracy w Warszawie.
Walery ma 15-letnie doświadczenie w IT, głównie na stanowisku game designera. Wcześniej pracował w sprzedaży, zajmował się składaniem komputerów, zna angielski na poziomie C1 i podstawy polskiego. Z kolei jego żona ma dwuletnie doświadczenie w obsłudze klienta, copywritingu i tłumaczeniach (oprócz angielskiego i polskiego, zna również chiński i fiński).
Przez trzy miesiące małżeństwo nie było w stanie znaleźć pracy w swoim zawodzie w Polsce. Poprosiliśmy Walerego, aby opowiedział, jak znaleźli się w takiej sytuacji.
Relokacja i redukcja zatrudnienia
— Historia jest skomplikowana. Im więcej o tym myślę, tym bardziej sytuacja wpędza mnie w depresję. Ostatecznie będę pracować w Żabce, a żona zatrudniła się w firmie sprzątającej. A kiedyś byłem producentem i kierowałem działem liczącym 40 osób.
Ale po kolei. W 2021 roku pracowałem w firmie WannaPlay (białoruski deweloper i wydawca gier mobilnych — devby) jako producent. W tym samym roku przeprowadziłem się do Polski.
Być może słyszeliście, że po wybuchu wojny WannaPlay zwolnił około 200 osób, czyli prawie 90% personelu. Było to związane z tym, że wszyscy inwestorzy wycofali się z firmy. A firma mocno trwoniła inwestycje, więc pieniądze szybko się skończyły.
W rezultacie zostałem zwolniony i rzuciłem się na poszukiwanie pracy. Znalazłem ją w ciągu miesiąca: wybrałem pierwszą pracę, która nawinęła mi się pod rękę za mniej więcej dobre pieniądze i podjąłem tę pracę.
Dodam, że nasza finansowa poduszka bezpieczeństwa była początkowo dość solidna. Ale znaczna jej część poszła na przeprowadzkę z transportem rzeczy i zakupem niezbędnych przedmiotów do mieszkania (wynajęliśmy je prawie puste). No i podczas gdy adaptowaliśmy się do nowej pensji i nowych cen, nasza «poduszka» znacznie się zużyła.
«Hype wokół NFT przycichł, projekt upadł. I zaczął się cyrk»
Zatrudniłem się zdalnie w firmie z biurem w ZEA, która tworzyła gry krypto. Płacili stabilnie. Ja tymczasem pasywnie szukałem alternatywnej pracy. Bez szczególnego entuzjazmu, ponieważ rynek coraz bardziej spadał. I wszędzie oferowano pensje niższe niż miałem w tym studiu z Emiratów.
Dodam, że żona wtedy nie pracowała: sytuacja finansowa pozwalała nam żyć tylko z mojej pensji. Poza tym, tuż przed naszym wyjazdem z Białorusi zmarł jej ojciec. Oczywiście nie naciskałem na nią, by szukała pracy w takiej chwili, zwłaszcza że nie było to dla nas krytyczne.
Podczas gdy pracowałem w tym studiu z Emiratów, gry Web3 skutecznie umarły, nie zdobywając popularności. Hype wokół NFT przycichł, projekt upadł. Zaczęliśmy zastanawiać się, jaką grę zrobić dalej, zaproponowałem swój pomysł. I zaczął się cyrk!
Gra była w stylu anime, z fabułą. A CEO studia, najwyraźniej jako fan anime, zaczął obsesyjnie mikrozarządzać. Wtrącał się w najbardziej szczegółowe kwestie, stale forsował swoje pomysły (często katastrofalne) nad pomysłami innych.
Było tam wszystko, od wymagań przepisywania całych rozdziałów narracji po decyzję o wyłączeniu zakupu ruchu w najbardziej dochodowym dla projektu sezonie. Ponadto CEO zniszczył długoterminowy wskaźnik retencji, monetyzację reklamową i połowę ofert (w gamifikacji tak nazywane są propozycje, które za pomocą mechanik gry zachęcają użytkowników do dokonywania zakupów lub innych działań docelowych — devby).
W tym okresie praktycznie połowę czasu spędzałem na kłótniach z nim o każdy drobiazg i na niekończących się połączeniach.
Dodatkowo w ogóle nie mieliśmy dni wolnych w święta, nie było zwolnień chorobowych. Plus urlop trwający tylko dwa tygodnie i z zachowaniem w tym okresie tylko 50% wynagrodzenia.
Krótko mówiąc, pracując tam, całkowicie się wypaliłem i straciłem motywację do szukania czegokolwiek dodatkowego, chociaż czasami przychodziły normalne oferty. Prawda, proponowane pensje były coraz niższe.
Kiedy do właściciela firmy dotarła informacja o działaniach CEO, było już za późno. Firma pochłonęła masę pieniędzy, a pieniądze właściciel dawał z własnej kieszeni. Powierzono mi próbę uratowania całego projektu i zasadniczo zdołałem doprowadzić grę do akceptowalnej dochodowości. Ale było za późno: pieniądze całkowicie się skończyły. W rezultacie zwolniono wszystkich z firmy, z wyjątkiem juniorów, żeby jakoś robili grę — i utrzymywali to, co mogło zarabiać.
«Patrzę na oferty, które na początku wiosny mi przysyłali, i gryzę łokcie»
Podczas gdy rozgrywały się te wydarzenia, moja żona zatrudniła się w firmie świadczącej usługi dla ambasady amerykańskiej i pracowała tam już pół roku. I wtedy nastąpił zwrot w polityce USA związany z wyborem Trumpa. Dał sygnał do zwijania całej rosyjskojęzycznej obsługi. Dodam, że żona pracowała nie tylko z Rosjanami, ale też z Ukraińcami, Białorusinami, rosyjskojęzycznymi obywatelami krajów bałtyckich. Ale ostatecznie wszystkich zwolniono, a dział zamknięto.
Najpierw, latem, zwolniono żonę, a potem mnie. Dopóki mieliśmy choć jakąś poduszkę, szukaliśmy pracy zgodnej z naszym profilem. Ale kiedy nie zostało nam prawie nic, zaczęliśmy próbować zatrudnić się gdziekolwiek.
Wiosną rekruterzy jeszcze sami do mnie pisali, ale wtedy wydawało mi się, że w naszym projekcie wszystko jest w miarę w porządku. Od lata zacząłem pisać do nich sam, najpierw leniwie, potem coraz aktywniej. Ale odpowiedzi nie było w ogóle. W końcu zacząłem masowo wysyłać zgłoszenia na oferty pracy i wreszcie pojawiły się odpowiedzi. Niestety, wszystkie były niemal identyczne: «Twoje doświadczenie z ostatnich trzech do pięciu lat nie pasuje do naszego profilu»
Tylko jedna rekruterka szczegółowo mi wyjaśniła, że z powodu kryzysu na rynku jest teraz tak wielu kandydatów, że można znaleźć nawet 100% dopasowanie do najbardziej wąskiej specjalizacji. Dlatego czegoś innego nawet nie rozważają. Ona też powiedziała, że na każdą ofertę pracy dostaje średnio 60-80 zgłoszeń dziennie.
Sprawdzałem statystyki na polskim portalu z ofertami pracy w gamedevie — skillshot.pl. Tam na niektóre oferty może wpłynąć do tysiąca zgłoszeń! Tak więc zasadniczo rozumiem obecną wybiórczość studiów. Tylko mi od tego nie lżej.
Na przykład jako przedsiębiorca muszę płacić składki ZUS. A on jest specyficznie liczony: wysokość składki jest ustalana raz w roku i nawet jeśli kilka razy stracisz pracę, musisz płacić tyle, ile ustalono.
Dlatego zamrażam działalność, żeby nie pożerała więcej pieniędzy. I tak za dwa miesiące nazbierało się 4400 złotych (1050 euro) długów z tego tytułu. I to jeszcze nie licząc podatków!
Dlaczego Żabka?
I tak oto ostatecznie zostałem honorowym kasjerem Żabki, a żona sprzątaczką. Teraz patrzę na oferty, które jeszcze na początku wiosny mi przysyłali, i gryzę łokcie. No cóż, nic nie poradzę.
Na Żabce musiałem się zatrzymać, bo skończyły się finanse. I stanąłem przed pytaniem: z czego w ogóle żyć?
Żabka to takie miejsce, gdzie zupełnie wystarczy polski na umownym poziomie A2. Oprócz niej, rozważałem na przykład fabryki. Ale dojazd do nich zajmuje półtorej godziny, a Żabka znajduje się dosłownie w moim domu. No i nie ma rozmów kwalifikacyjnych, podobnie jak w przypadku jakiejkolwiek pracy fizycznej. Przynajmniej nie widziałem.
Jeśli chodzi o pieniądze, to teraz jest po prostu dramat. Żabka, oczywiście, nie rozwiązała wszystkich problemów. W tym miesiącu już praktycznie nie możemy zapłacić za mieszkanie, na szczęście wkrótce kończy się umowa najmu i będziemy się wyprowadzać.
To mieszkanie jest dla nas teraz zbyt drogie
Читать на dev.by