"To jak na nowo uczyć się chodzić". Programistka była gospodynią domową przez 4 lata — oto jak udało jej się wrócić (nie było łatwo!)
Mówi, że gdyby wiedziała wcześniej — nigdy nie zrobiłaby przerwy.
Mówi, że gdyby wiedziała wcześniej — nigdy nie zrobiłaby przerwy.
Irina* odeszła z firmy IT wiosną 2020 roku. Myślała, że zrobi sobie krótką przerwę, a potem znajdzie lepszą pracę. Nie wyszło: jesienią jej rodzina się przeprowadziła. Irina na kilka lat stała się gospodynią domową. W rozmowie z devby opowiedziała, jak wracała do zawodu po długiej przerwie (nasza rozmówczyni pracuje ponownie od roku).
«Myślałam: jak już się urządzę w nowym miejscu — w końcu zacznę szukać pracy»
— Wiecie, bardzo ważne jest mówienie o takim temacie, bo powrót do zawodu nie jest łatwy. W ostatnich latach wiele Białorusinek przymusowo (lub dobrowolnie) zostało gospodyniami domowymi z powodu relokacji i zmierzyły się lub zmierzą w przyszłości z koniecznością powrotu do pracy. Opowiem, jak to wyglądało u mnie.
Pracowałam przez całe życie — z wyjątkiem okresu, kiedy urodziłam dziecko (i to zupełnie inna sytuacja, gdy jesteś na «urlopie macierzyńskim», też pracujesz, ale inaczej). Byłam programistką Joomla — przepracowałam tak trzy lata i uderzyłam w szklany sufit. Joomla stała się dla mnie «za mała», jak dziecięce spodenki, postanowiłam, że chcę zmienić technologię — popracować z React.js. A do tego musiałam znaleźć inną pracę.
Odeszłam w kwietniu 2020 roku, postanowiłam dać sobie trochę czasu, żeby odpocząć, dojść do siebie, pouczyć się bez pośpiechu — i wtedy wydarzyła się przeprowadzka: w październiku z mężem i dzieckiem przenieśliśmy się aż do Afryki.
Myślałam: no dobrze, jak już się urządzę w nowym miejscu — w końcu zacznę szukać pracy.
Ale nie, nie bez powodu mówią, że przeprowadzka to prawie jak pożar. Codziennie miałam milion różnych spraw: zapisać dziecko do szkoły, potem codziennie się z nim uczyć.
Szkoła, do której zapisaliśmy syna, działała według rosyjskiego programu. A tam do pierwszej klasy dzieci przychodzą już po przygotowawczej — uczniowie już umieją czytać, rozwiązywać proste przykłady i zadania itd. Moje dziecko musiało wszystkich doganiać — i kto mu pomoże, jak nie mama-gospodyni?
Potem wynajęliśmy synowi korepetytora, bo tutaj wszyscy mówią po angielsku i stałam się mamą-taksówką: zawieźć siedmiolatka do nauczyciela, potem odebrać (w końcu jest jeszcze bardzo mały, żeby chodzić samemu w obcym kraju).
…A dni mijały za dniami — i tak niepostrzeżenie nadeszło lato. Wydaje się: prawie rok — to tak dużo, ale u mnie czas jakby się skurczył, na siebie, na naukę w ogóle nie zostawało ani godziny wolnego czasu.
Tak, potem zrobiło się trochę łatwiej z czasem, powoli się przyzwyczaiłam. Mąż nie wymagał, żebym poszła do pracy.
Z boku może się wydawać, że osoba, która nie chodzi do pracy, nie ma zajęć. Ale w rzeczywistości trochę więcej sprzątasz, trochę więcej, i lepiej gotujesz. Zaczęłam chodzić na siłownię, zajmowałam się synem, woziłam go na «kółka», uczyłam się angielskiego (w szkole i na studiach uczyłam się francuskiego).
«Myślałam: gdzie ja się będę pchać — tam jest tylu specjalistów na każde miejsce»
Początkowo było przyjemnie nie pracować — pojawia się poczucie beztroskiej swobody: nie ma deadline'ów ani odpowiedzialności.
Ale drugą stroną medalu jest brak możliwości samorealizacji. O gospodyniach mówi się, że po prostu siedzą w domu. W rzeczywistości mają wystarczająco dużo zajęć: sprzątają, gotują — ale to nie daje im «punktów doświadczenia». Wszystko to jest niewidoczne, bo jutro znowu trzeba zaczynać od początku (i nawet nie jutro, już dziś: oto rodzina zjadła obiad i wszystko się wyzerowało — gospodyni zaczyna myć naczynia i przygotowywać kolację). I nie czujesz uznania za swoje zasługi, masz mniej możliwości stawiania i osiągania celów, i — co bardzo ważne — zauważania swojego postępu. Inna sprawa, gdy pracujesz: tutaj masz i «przyjaciele, wydaliśmy nową funkcję — wszyscy są świetni» i «uruchomiliśmy nowy release, jesteśmy super». A w domu usłyszysz co najwyżej: «Dziękuję, było pyszne!».
Tak minął rok w nowym kraju — i zaczęłam myśleć, że chyba czas wrócić do pracy. I wiecie, w tym momencie pojawiło się we mnie jakieś nowe uczucie — niepewność co do własnych umiejętności. Po raz pierwszy w życiu wątpiłam w siebie: przecież tak naprawdę nic nie umiem! Kto mnie zatrudni? Czy dam radę chodzić codziennie do pracy? Czy zniosę obciążenie?!
Nie wiem, skąd to się wzięło. Mąż uspokajał: «Tak, oczywiście, że dasz radę — zawsze sobie radziłaś». Ale to nieprzyjemne uczucie było silniejsze. I obiektywnie: w ciągu roku technologie poszły naprzód, pojawiły się nowe frameworki, z którymi nie pracowałam. Patrzyłam, co robi mój mąż — też jest frontend developerem — i myślałam: «Boże, ja w ogóle nic nie rozumiem».
W pewnym momencie pojawiła się myśl: a może poszukać miejsca tutaj — w okolicy jest dużo hoteli. Proponowano mi stanowisko techniczne — obsługę wycieczek na komputerze. I zaczęłam nawet myśleć: a właściwie, na co jeszcze mnie stać?
Mąż nalegał: «Nie potrzebujesz niewykwalifikowanej pracy, powinnaś wrócić — i pracować jako programistka».
I wiecie, tak w walce z sobą, z niepewnością i depresyjnymi myślami minął kolejny rok. Nie można też zapominać, że w 2023 roku było dużo zwolnień — czytałam wiadomości i byłam przerażona: firmy wyrzucały na bruk całe zespoły, setki, a nawet tysiące osób straciło pracę. Wiele firm zamroziło rekrutacje. A ja myślałam: gdzie ja się będę pchać — tam jest tylu specjalistów na każde miejsce, i ci programiści są znacznie lepsi ode mnie.
W tamtym momencie tak żałowałam, że zdecydowałam się na przerwę w karierze w 2020 roku. Szczerze mówiąc, gdyby ktoś mi powiedział, co będzie dalej — nigdy bym jej nie zrobiła. Przeszłabym na 0,5 lub 0,25 etatu, pracowałabym według własnego harmonogramu — ale zostałabym w zawodzie. Bardzo trudno jest wracać do IT kilka lat później!
«Zaakceptowałam jako fakt: będę musiała od nowa odkrywać podstawy zawodu»
W tym czasie słuchałam wielu podcastów na ten temat — jak wrócić do pracy po długiej przerwie.
U rosyjskojęzycznych blogerów takiego kontentu jest mało, ale u Amerykanów bardzo dużo. W każdym stanie USA są inne prawa: w Illinois dzieci muszą być pod nadzorem dorosłego do 14 lat, w Missisipi, Delaware i Kolorado — do 12, w Michigan — do 11, w Waszyngtonie, Tennessee, Oregonie i Nowym Meksyku — do 10, w Dakocie Północnej — do 9, a w Karolinie Północnej, Maryland i Georgii — do 8. I kobiety, które nie mogą zatrudnić niani, często siedzą w domu z dziećmi, dopóki te nie osiągną odpowiedniego wieku — a potem mierzą się właśnie z tym problemem.
I słuchałam wykładów psychologów i opowieści zwykłych Amerykanek — i odnajdywałam siebie w ich historiach. I to mi pomagało. Bo mąż chociaż mnie wspierał, ale wyraźnie nie rozumiał, na czym polega mój problem: «No przecież pracowałaś wcześniej — więc wrócisz, to jak jazda na rowerze». Ale nie, to inaczej. Psychicznie to jak nauka chodzenia od nowa.
I dzięki tym podcastom zaczęłam pomału się uczyć — od nowa, od zera.
I zrozumiałam, że właśnie temu się opierałam, a potem zaakceptowałam jako fakt: będę musiała od nowa odkrywać dla siebie podstawy mojego zawodu (i wiecie, teraz powiem tak: im szybciej przyznasz, że wszystko zapomniałaś i po prostu musisz zacząć się uczyć od początku — tym szybciej rozwiążesz swój problem).
Wzięłam kurs na Udemy, potem inny…
Tak minął kolejny rok — po prostu się uczyłam: przeszłam przez React krok po kroku, potem wzięłam JavaScript od samego początku. Tak, było mi łatwiej niż tym, którzy poznają wszystko od zera — wiele rzeczy już wcześniej wiedziałam, po prostu nie pamiętałam. To jak z chemią i biologią: na przykład uczyłeś się ich w szkole, ale wiedza z czasem «wyparowała» — i żeby ją odzyskać, trzeba zasiąść do podręczników. Było trudno zaakceptować fakt, że znów jestem juniorem — ale tak właśnie było.
Potem zaczęłam rozwiązywać zadania na LeetCode, założyłam profil na LinkedIn — i zaczęłam pisać posty. A potem przyszedł czas na rozmowy kwalifikacyjne…
«Zaczęłam pracować nad sobą: pisałam kod — i wyjaśniałam każde swoje działanie»
Przyznam szczerze, początkowo były porażka za porażką. Załamywałam się po każdym «nie» — i robiłam sobie miesięczną przerwę, żeby dojść do siebie, bo ogarniało mnie takie przygnębienie. A potem brałam się w garść i znowu zabierałam się do poszukiwań.
Pamiętam, jak z sukcesem przeszłam pierwszą rozmowę techniczną — «wow», byłam gotowa tańczyć. To był przełomowy moment, dalej było jakoś łatwiej, nawet jeśli słyszałam od rekruterów, że nie przeszłam dalej. Rozumiałam, że w zasadzie mogę powtórzyć ten sukces gdzieś indziej.
Pamiętam też swój pierwszy live coding: siedzę przed dwoma programistami — i nie mogę nic zrobić ani powiedzieć, taki paraliż mnie złapał. Po około 15 minutach powiedzieli: «No nie, koniec, do widzenia!» I było tak przykro — no jak to. A przecież pisanie kodu przy kimś — to po prostu umiejętność, ją też trzeba trenować.
I tak, zaczęłam pracować nad sobą: pisałam w domu kod — i mówiłam na głos, wyjaśniałam każde swoje działanie. W rezultacie w końcu byłam w stanie kodować publicznie — i słyszałam od rekruterów: «Tak, wszystko dobrze».
Szukałam pracy na różnych rynkach, od firm z Europy często dostawałam automatyczne odmowy. Podejrzewam, że były związane z moją lokalizacją — w Afryce. Ale aplikowałam również na stanowiska w firmach z ZEA oraz firmach o białoruskich i rosyjskich korzeniach.
Oczywiście rozważałam tylko opcję pracy zdalnej — i to też zawężało moje możliwości poszukiwań.
Początkowo prowadziłam statystyki poszukiwań: wysłałam 200 aplikacji — i wyniki każdej skrupulatnie wpisywałam do tabeli w Excelu, jak uczą rekruterzy. Ale potem przestałam. To bardzo pracochłonne — a postępu brak, same odmowy i ignorowanie. Pozytywne odpowiedzi — 1-1,5%.
W pewnym momencie na job boardach zaczęłam otwierać tylko to, co było oznaczone jako zaproszenia na rozmowę — żeby nie skupiać się na negatywach. Wiadomości z odmowami nawet nie przeglądałam.
«Umówiłyśmy się na wspólną naukę: brałyśmy temat, opanowywałyśmy go — a potem dzwoniłyśmy do siebie raz w tygodniu»
Mój największy słaby punkt, jak mi się wydawało — «luka» w CV. Próbowałam ją zatuszować — wpisałam wszystkie projekty poboczne, dodałam małe zlecenia, które brałam na giełdach freelancerskich.
Jeśli na rozmowie nie pytali wprost, co robiłam przez ostatnie 3 lata, starałam się mówić o moim wcześniejszym doświadczeniu.
Zrozumiałam też, że bardzo pomogłam sobie tym, że przez cały ten czas uczyłam się angielskiego. Zaczynałam od alfabetu — a po 3 latach mam już B2 (i IELTS na 6,0). I jestem wdzięczna samej sobie za to, że spokojnie przechodzę rozmowy kwalifikacyjne po angielsku.
Chciałabym jeszcze opowiedzieć, co pomagało mi nie poddawać się i kontynuować poszukiwania pracy. W programie Women in Tech dla specjalistek IT, które chcą wrócić do zawodu, poznałam dziewczynę — też Białorusinkę po relokacji — która również szukała wtedy pracy.
Umówiłyśmy się na wspólną naukę: brałyśmy jakiś temat, opanowywałyśmy go samodzielnie — a potem dzwoniłyśmy do siebie raz w tygodniu i przechodziłyśmy przez materiał. Potem nasze rozmowy przekształciły się w próby przed rozmowami kwalifikacyjnymi i analizy po nich — dzieliłyśmy się doświadczeniami, omawiałyśmy zadania.
W chwilach przygnębienia wspierałyśmy się nawzajem. Powiecie: przecież miałaś wsparcie męża. Ale mąż — to nie to samo, on nie był w mojej skórze, nie przeżywał wszystkich tych emocji. A ta dziewczyna była — rozumiała mnie w 100% i potrafiła znaleźć właściwe słowa, żeby nie opuszczać rąk.
Było to tak interesujące: ona jako pierwsza zaczęła z powodzeniem przechodzić rozmowy techniczne, i zaczęłam myśleć: koleżanka dała radę — muszę też przycisnąć. Potem aplikowała do dużej firmy — i postanowiłam: tak, czas powtórzyć ten wyczyn.
Teraz obie pracujemy w firmach — ale nadal mamy o czym porozmawiać. Omawiamy procesy robocze, sytuacje konfliktowe. Naprawdę stałyśmy się bliskimi przyjaciółkami, ale z reguły nie rozmawiamy o niczym poza zawodem. I jeszcze nigdy nie widziałyśmy się na żywo — tylko online.
Angielskiego, swoją drogą, też uczyłam się w parze — z dziewczyną z Rosji. Znalazłam ją na Facebooku — i przez dwa lata dzwoniłyśmy do siebie raz w tygodniu. Z nią bardzo podciągnęłam swoje umiejętności konwersacyjne.
«Znajdowałam ludzi na LinkedIn i prosiłam ich o przekazanie rekruterowi [swojej firmy] mojego CV»
W poszukiwaniu pracy też wypróbowałam wiele taktyk. Jedna z nich to — znajdowałam na LinkedIn ludzi pracujących w znanych firmach i prosiłam ich o przekazanie rekruterowi mojego CV. Właśnie w ten sposób dostałam się na rozmowę w firmie z Dubaju.
A później w ten sam sposób przygotowywałam się do rozmów — pisałam do pracowników firm: «Cześć! Jutro mam u was rozmowę, możesz dać jakieś rekomendacje?» Niektórzy pomagali radami. Jeden chłopak okazał się tak pomocny — faktycznie «przeszedł» ze mną wszystkie etapy: ukierunkowywał, wspierał.
Jak już zrozumieliście, stopniowo, rozmowa za rozmową, posuwałam się coraz dalej. Zaryzykowałam nawet aplikowanie do firm z wieloetapowym systemem rekrutacji — «T-bank» i «Yandex» — i przeszłam znacznie dalej niż tylko pierwsza rozmowa z rekruterem.
Mój wynik w «Yandex» — cztery etapy, odpadłam na ostatnim. W «T-banku» przeszłam wszystko pomyślnie — rekruterka nawet pogratulowała mi w mailu, już wyobrażałam sobie ofertę, w marzeniach już wydałam pierwszą wypłatę, ale zespół wybrał kandydata seniora (a ja aplikowałam jako mid-level).
Wszystko, co robiłam, przybliżało mnie do celu. Rok temu na LinkedIn napisał team lead cypryjskiego fintech startupu i zaprosił na rozmowę. Po rozmowie z nim dostałam zadanie testowe (swoją drogą, w tym momencie coraz rzadziej zgadzałam się na zadania testowe, lepiej poświęcić godzinę-półtorej na rozmowę niż dzień na zadanie testowe — a potem usłyszeć: «Nie»). I zaraz po zadaniu testowym: «Tak, jesteśmy gotowi z panią pracować!»
Tak, nie mogę nie wspomnieć: zaproponowali pensję niższą, niż chciałam. I to jest coś, na co trzeba być gotowym, jeśli wracasz do zawodu po długiej przerwie. Pomyślałam, że pojawiła się szansa na pracę — więc warto ustąpić w kwestii pieniędzy.
* Imię zostało zmienione na prośbę naszej rozmówczyni.
Рэлацыраваліся? Цяпер вы можаце каментаваць без верыфікацыі акаўнта.
a я б сюда согласился )
а какая разница по деньгам вышла между этим и итоговым кипром?